sobota, 12 marca 2011

Wesele - uff ... udało się

„Nie sądziłem, że będzie to takie skomplikowane i czasochłonne” wspomina Paweł, dzisiaj mąż Karoliny.
Na co dzień nikt się nie zastanawia, nad tym ile trzeba będzie włożyć pracy, czasu i pieniędzy w zorganizowanie ślubu i wesela. Na pierwszy rzut oka widzimy, romantyczny pierścionek, kwitnącą narzeczoną i optymistycznie nastawionego narzeczonego, snujących razem plany i marzenia o swoim ślubie i weselu. Jednak przygotowanie ślubnych uroczystości wymaga ciężkiej pracy.
                                       
Jakie były Twoje wyobrażenia  o ślubnych przygotowaniach?
W zasadzie nie myślałem o tym w kategoriach wyzwań. Sprawa była prosta oświadczyłem się Karolinie, wkrótce miałem być jej mężem – tylko to się liczyło. O przygotowaniach myślałem w kategoriach „zrobi się” to miało być proste – dom weselny, orkiestra, jedzenie. Dopiero  kiedy zaczęliśmy zabierać się za pierwsze wybory i rezerwacje, zrozumiałem że zorganizowanie ślubu i wesela, to wielka machina w której trzeba myśleć o każdej najmniejszej śrubce. Trochę się przeraziłem.
Co Cie  najbardziej przerażało?
Wszystko (śmiech). Tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał poświęcać temu tyle czasu. I że będzie to dla mnie i dla Karoliny takie stresujące. Każdego dnia okazywało się, że nie mamy zielonego pojęcia jak się zabrać do poszczególnych rzeczy. Szukać przez Internet czy w prasie branżowej.  Zacząć rozeznanie wśród znajomych, czy popytać w rodzinie. Umowy, zaliczki, rezerwacje,  do ustalenia było tak dużo rzeczy. Należało pamiętać o najdrobniejszych szczegółach i zsynchronizować je w czasie. W trakcie organizacji wesela zrozumieliśmy , że będzie to czas prób i błędów, a najgorsze było to, że do końca nie byliśmy przekonani, co do słuszności swoich wyborów.
Czy jest jakiś szczególny moment, którego nie zapomnisz z okresu planowania ślubu i wesela?
Tak, to było w trakcie wybierania zespołu muzycznego. Mieliśmy z tym problem, bo tak naprawdę sami nie wiedzieliśmy do końca czego chcemy. Robiliśmy rozeznanie po Internecie, wybraliśmy się na targi ślubne, chodziliśmy po dancingach – to było straszne, bo żaden zespół nas nie zachwycał. W końcu jeden z naszych znajomych polecił nam dobry zespół, umówił nas na spotkanie w Białej Podlasce – bo to stamtąd pochodzili muzycy. 7.00 rano sobota, wsiadamy w samochód i jedziemy z Lublina do Białej. Byliśmy pełni nadziei, w końcu zespół dostał bardzo dobre rekomendacje. Spotkaliśmy się w garażu, zimnym, ociekającym pleśnią i grzybem. Menadżer zespołu, po kolei prezentował nam pomysły na weselne przyjęcie, panowie najpierw przebierali się w kowbojów grając, tylko muzykę country. Potem przedstawili nam propozycje dystyngowanych panów w frakach, którzy podśpiewywali pod nosem kawałki Fogga. Po chwili założyli peruki  z długimi rudymi włosami i chrypali do mikrofonu Metallicę. Na końcu ujrzeliśmy panów w samych slipkach śpiewających „ja jestem macho”. Coś kapało nam ciągle na głowę z spleśniałego sufitu. Wyszliśmy z garażu, Karolina rozpłakała się. W domu byliśmy na 20.00 Chyba nie muszę tego komentować.
Ale w końcu  wybraliście zespół?
Tak, oczywiście. Minęło 1,5 miesiąca zanim trafiliśmy na swoich ;) Ale kosztowało nas to bardzo dużo nerwów i przede wszystkim czasu.
Dlaczego młodzi ludzie decydują się na samodzielne organizowanie wesela, a nie zlecą tego na przykład agencji ślubnej, która ma doświadczonych konsultantów, którzy się po prostu na tym znają?
Bo nie wiedzą o tym, ja w biegu swoich codziennych obowiązków nie słyszałem o takich firmach. Gdyby ktoś na początku, podsunął mi taki pomysł, nawet bym się nie zastanawiał.
Pomimo dodatkowych kosztów?
To nieprawda. Gdybym miał z Karolinką podliczyć wszystkie koszty jakie ponieśliśmy w wyniku samodzielnego organizowania, wystarczyło by na trzech konsultantów agencji ślubnej. Zauważ, że oni pracują nad tym pełne osiem godzin, zajmują się tylko tym.  W przypadku narzeczonych, którzy sami organizują wszystko, to tak jakby się zdecydowali na drugą pracę na pełny etat ;) Nie chcę analizować, ilu klientów mógłbym zyskać w mojej pracy, gdybym nie zarywał tych wszystkich weekendów. Biznesowo to się nazywa koszt utraconej korzyści. To wszystko koszty i czas – taki cenny.
Czyli jednak profesjonaliści?
Profesjonaliści robią to szybko  i dobrze, a  młodzi niedoświadczeni brnął w kolejne próby trwoniąc przy tym mnóstwo pieniędzy.
Na koniec zapytam, wesele udało się?
Na całe szczęście. My byliśmy zadowoleni, goście też – cieszę się, że te chwile już za nami. Było cudownie, ale były tez nerwy. Gdybym miał dzisiaj wybierać zrzuciłbym wszystko na barki specjalistów od ślubów, a sam myślałbym tylko o niej – o mojej wspaniałej żonie Karolinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz